Tak tylko coś mi się skojarzyło...

Jeśli istnieje państwo P i w państwie jest waluta W, o której ilości w obiegu decyduje państwo P i państwo to ma monopol na emisję pieniądza W, to czy muszą istnieć jakiekolwiek podatki w tym państwie?

Pytanie wydaje się dziwne, bo skąd niby państwo ma mieć pieniadze na swoje cele jak nie (głównie) z podatków?

Ale z drugiej strony po co są podatki jeśli państwo samo może emitować potrzebną ilość pieniądza, tak aby zachować równowagę między ilością dóbr i usług a ilością pieniądza?

Pewnie jak zwykle coś przeoczyłem, ale może to tylko parę neuronów zbuntowało się w mojej głowie przeciwko systemowi - tylko jak tu się mają nie zbuntować jeśli jest jak jest - to widzimy wszycy, ale z drugiej strony coraz ciężej znaleźć coś, co nie jest opodatkowane, a nadal... jest jak jest. Tylko niestety prognozy są przerażające (12 mln Polaków w roku 2100). Więc coś tu nie działa.

A są tacy, którzy chcą jeszcze dołożyć obciążeń... myślą, że to coś dobrego da.

Ale nie da. Przynajmniej zwykłym obywatelom. Bo coś "dobrego" może tylko przynieść tym, którzy np zmusili Olka do podpisania "nowoczesnej konstytucji" lub im podobnych.

Więc czy w państwie mającym suwerenność monetarną podatki są w ogóle potrzebne?

Proszę o pomoc.